Podsumowanie

Ze spokojnej pozycji v-ce lidera tabeli przystępowaliśmy do spotkania z KS Tyniec. Komfortowa pozycja w tabeli nie mogła uśpić naszej czujności, ponieważ nasz rywal w ostatnich meczach wyraźnie wskoczył na dobre tory.

Kiedy w poprzedniej kolejce nasz „Fairancik” jakby z piaskiem w trybach pokonywał Wawel Kraków 4-2, nasi rywale również skompletowali 3 punkty i to w znacznie „cięższej konfontacji”. W ramach 8 kolejki wygrali bowiem aż 3-1 z Pychowianką Kraków, której ciężko było nie uznać za faworyta tego spotkania. Dlatego też do tego spotkania nasza drużyna przystępowała z pełną pokorą, ale i nie tylko.

Kilka kontuzji w zespole wyraźnie uszczupliło nasze możliwości w doborze kadry na mecz. W dodatku na świecie pojawił się nowy Fairantowicz, a mianowicie syn byłego kapitana i trenera SF Fairanta Macieja Pacholca – Nikodem!

Dumnym rodzicom, a także szczęśliwemu maluchowi życzymy wszystkiego dobrego!

Kontuzja, imprezy okolicznościowe, obowiązki służbowe pozbawiły nas w tym meczu naszych nominalnych bramkarzy. Do bramki zatem wezwaliśmy naszego starego druha – Dawida Kozdębę.

Z kolei w szeregach naszych rywali wystąpił również były Fairantowicz – Dogukan Ozdemir, który był naszym zawodnikiem w pierwszym sezonie funkcjonowania klubu.

Trener Pilch przed mecze wyraźnie apelował o nieustępliwość i chęć dążenia do zwycięstwa. Najwyraźniej przeczuwam, że rywal tego dnia zawiesi poprzeczkę wysoko i na finalnie rozstrzygnięcie przyjdzie zaczekać długo.

Początek pierwszej połowy rozpoczął się od nieco ślamazarnej gry w naszym wykonaniu. Tendencyjne ataki jedną stroną pola gry, brak spokoju w rozegraniu, brak poszanowania piłki – to już cechy, które ostatnio przykleiły się do naszej drużyny. Najwyraźniej potrzebowaliśmy sygnału ostrzegawczego od rywala, ponieważ ci prostopadłym podaniem za linię naszych obrońców doczekali się pierwszej groźnej sytuacji. W sytuacji sam na sam z Dawidem Kozdbębą stanął ofensywny zawodnik Tyńca, ale nasz bramkarz pokazał, że nie zawodzi gdy przychodzi na fuchę i odbył uderzenie na rzut rożny.

Do przerwy nasi zawodnicy odgryźli się jeszcze dwiema groźnymi sytuacjami. Najpierw do sytuacji w polu karnym doszedł występujący z opaską kapitana Bartłomiej Batko. W drugiej sytuacji z woleja próbował zdobyć bramkę Andrzej Pierwoła. Ostatecznie bramkarz Tyńca nie skapitulował i do przerwy wynik widniał wciąż tylko 0-0.

Po przerwie mecz wyraźnie się otworzył i choć naszym atakom wciąż daleko było do ideału – to jednak zarysowała się już wyraźna przewaga podopiecznych Pilcha. Niestety wraz z otwarciem gry przyszła większa zaciętość zawodników. A z nią żółte kartki – trzy dla zawodników KS Tyniec, a jedna dla naszego obrońcy.

Ulgę kibicom i środowisku SF Fairant przyniósł niezawodny Tomek Kawa, który po raz kolejny wykazał się strzeleckim instynktem przy stałych fragmentach gry. Sprytnie rozegrany rzut wolny wieńczyliśmy podaniem wzdłuż pola karnego rywala, gdzie próbę strzału podjął wprowadzony Daniel Poterała. Strzał okazał się wystarczająco fortunny był zaadresować go do „Cavaniego”. Ten stał, gdzie miał stać. Skończył co należało skończyć. Prowadzimy 1-0, ale daleko do wystrzału szampanów.

Na nasze szczęście ataki rywala nie okazały się przesadnie groźne dla bramki „Kozy”, a nam w rewanżu udało się wyprowadzić zabójczą kontrę. Do piłki na wolne pole ruszył Bogdan Czajka i dopadł do niej już na skraju pola karnego. Kąt próbował skrócić jeszcze bramkarz gości, ale Bogdan to strzelec „nie w kij dmuchał” i efektownym lobem umieścił piłkę w siatce. W tym momencie wiedzieliśmy już, że trzy punkty nie wymknął się z garści. W ostatniej akcji szansę na dobicie rywala miał jeszcze Paweł Plewa, ale ani jego strzał w pierwszym podejściu, ani dobitka nie znalazły drogi do siatki.

To zwycięstwo było, jak się okazało, preambułą do spotkania rozgrywanego z Nadwiślanem Kraków. Nasz rywal zaskakująco zremisował swój mecz, więc Ciebie drogi kibicu, czeka mecz wybitnie na szczycie.